Jak pokonać kompulsywne objadanie się? Czy po 20 latach walki z kompulsywnym jedzeniem można je przezwyciężyć? W jaki sposób po kilkunastu latach złej relacji z jedzeniem i z ciałem można zaakceptować siebie, a nawet… polubić? Ania, Uczestniczka Kursu Skutecznego Odchudzania, pokazuje, jak tego dokonała. To nie było łatwe zadanie, bo żyjemy w kulturze diet. Zazwyczaj pierwszym skojarzeniem ze słowem “odchudzanie” jest bardzo restrykcyjna dieta. Tymczasem utratę kilogramów i długoterminowe rezultaty daje poznanie siebie, wyciąganie wniosków, odkrywanie tego, co sprawia, że zachowujemy się w określony sposób. Jako psychodietetyczka mogłabym mówić o tym bez końca. Postanowiłam jednak oddać głos osobom, które własnym przykładem pokazują, że porzucenie restrykcji i zaufanie procesowi pozwala na prawdziwą zmianę w życiu. Ania wyruszyła w podróż w głąb siebie. Czego nauczyła się po drodze?
Magda: Kiedy po raz pierwszy postanowiłaś schudnąć?
Ania: Tak naprawdę nie do końca pamiętam czas, w którym tego postanowienia nie byłoby w moim życiu. Od dziecka słyszałam, że jestem “grubej kości”. W liceum już na pewno się odchudzałam, myślę, że w podstawówce też. Zawsze pojawiał się efekt jojo, tym większy, im intensywniej starałam się schudnąć. Z tej frustracji zaczęłam szukać innych rozwiązań.
M: Zmagałaś się z kompulsywnym objadaniem się, prawda? Jak długo to trwało?
A: Właściwie przez ponad 20 lat to był mój największy sekret. Kompulsywne objadanie się to jest często temat tabu. Czujesz wstyd, bo jak można pochłaniać tak duże ilości jedzenia i nie mieć nad tym kontroli? U mnie zaczęło się na początku liceum, a skończyło dopiero chwilę przed tym, jak dołączyłam do drugiej edycji Kursu Skutecznego Odchudzania. Teraz wiem, że kompulsywne jedzenie, to był tylko wierzchołek góry lodowej. Cała reszta tkwiła w środku, a ja nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy.
M: Jak wygląda taki napad kompulsywnego objadania się? Spodziewam się, że wiele osób o tym słyszało, ale nie wie dokładnie, co to jest. Czy chciałabyś o tym opowiedzieć?
A: Kiedy pojawia się napad, to najpierw słychać w głowie taki głos, który mówi, że trzeba coś zjeść. Pojawia się jakieś napięcie, stres, negatywne emocje, z których nie zdajemy sobie często sprawy i głowa automatycznie kieruje się do jedzenia. Taki napad nie jest przyjemny. Racjonalnie wiesz, ile jedzenia zmieści Ci się w żołądku, ale podczas napadu jest tak, jakby głowa nie miała połączenia z ciałem. Liczy się tylko jedzenie, wypełnienie tej pustki. Niestety odczuwany głód jest emocjonalny, jedzenie nie może go zaspokoić. Podczas napadu pochłaniałam kilka tysięcy kalorii na raz. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że coś wywołuje we mnie jakieś napięcie, a moją wyuczoną reakcją na taki stan jest jedzenie. Im bardziej próbowałam z tym skończyć, mówiłam sobie, że nie powinnam, kładłam na siebie presję, to tym bardziej odsuwałam w czasie pracę nad myślami i samymi napadami.
M: Czy to były określone produkty, którymi się objadałaś, czy na pewnym etapie, to już nie miało znaczenia?
A: To były takie triggery, wyzwalacze. Zdecydowanie miało znaczenie, co jadłam, to nie było cokolwiek. Przez lata się to u mnie zmieniało, nie było jednej potrawy, choć przez długi czas były to słodycze. Co jest o tyle paradoksalne, że zawsze byłam tą osobą, która w towarzystwie słodyczy nie jadła, bo “przecież jestem na diecie”.
M: Podczas jednych zajęć, które prowadziłam na psychodietetyce, pokazywałam tabelę, na której przedstawiono głód vs uzależnienie od jedzenia. Kompulsywne objadanie się ma mechanizm uzależnieniowy. Rozpiętość pokarmów, które możesz zjeść, odczuwając normalny głód jest duża, natomiast głód emocjonalny nastawiony jest na bardzo wąską grupę produktów i jest bardzo silny. Po prostu czujesz, że musisz zdobyć to konkretne jedzenie.
A: Dokładnie tak. To takie uczucie, że nieważne, co dzieje się na zewnątrz, Ty wyjdziesz po ten produkt do sklepu, jeśli go nie masz w domu. Pomimo burzy z piorunami i szalejących dzikich zwierząt. To jest przerażające. Nawet jeżeli to się nie zdarza często, to sam fakt bycia niewolnikiem czegoś - jedzenia, swoich myśli - jest okropny. W momencie, w którym jesz, to odcina Ci się głowa i logiczne myślenie, ale po napadzie pojawia się zdumienie, jak to jest w ogóle możliwe, co się właśnie wydarzyło.
M: Podobne uczucia towarzyszą napadom paniki. Niby wiesz, że nic Ci nie grozi, ale nie potrafisz powstrzymać myśli i lęku. Najgorszy jest właśnie ten powrót świadomości po ataku, to uczucie bycia ciężarem dla innych, nie panowania nad sobą. Tak, jak powiedziałaś, to jest wierzchołek góry lodowej. Żeby coś z tym zrobić - czy to kompulsywne jedzenie, czy ataki paniki - musimy dojść do źródła problemu. A to się nie stanie poprzez dietę, restrykcje i samokrytycyzm, tylko poznanie i zrozumienie siebie. Doszłaś do tego, dlaczego kompulsywne objadanie się pojawiło?
A: Przez ostatnich kilka lat miałam świadomość, że to jedzenie jest powiązane z czymś innym. Pojawiały się myśli, że dobrze byłoby pójść do psychologa czy porozmawiać chociażby ze znajomym. Kurtyna wstydu była jednak zbyt ciężka, by ją podnieść i z tego wyjść.
M: Dla osób cierpiących na bulimię i kompulsywne objadanie się już sam fakt jedzenia jest wstydliwy i trudny do zaakceptowania. Jeszcze większą trudnością jest chyba jednak przyznanie się komukolwiek, że coś takiego się dzieje. Pojawia się lęk przed reakcją, przed tym, że osoba, która tego nie przeżyła nie zrozumie, jak to jest. Może nawet powie coś w rodzaju: “jak nie chcesz jeść, to nie jedz, przecież to proste”. Często słyszę jednak od osób, z którymi współpracuję, że to przełamanie się i powiedzenie o swoim problemie było uwalniające. Czy u Ciebie też podniesienie kurtyny wstydu było przełomowe?
A: Tak, zdecydowanie. Byłam już zmęczona tym ukrywaniem, okłamywaniem samej siebie. Presja schudnięcia, ciągłe efekty jojo, ten cały stres, to wszystko akumulowało się we mnie przez tyle lat, że miałam już dość. Czułam, że jeżeli czegoś nie zrobię wtedy, to chyba nigdy. Doskonale pamiętam moment, gdy powiedziałam o tym po raz pierwszy mojej przyjaciółce Adze. To było 1.11.2019 roku. Nagle wypaliłam, że muszę się czymś podzielić, bo jest coś, czego o mnie nie wie - od 20 lat borykam się z kompulsywnym jedzeniem. Pamiętam reakcję Agi. Powiedziała, że znamy się 15 lat, a ona nigdy w życiu nie domyśliłaby się, że z czymś takim się mierzę. Wyjawienie tego największego sekretu było niesamowitą ulgą, a reakcja Agi była taka normalna.
M: Wbrew temu, czego się często obawiamy: że inni nas ocenią, pomyślą, że jesteśmy nienormalni.
A: Czułam wdzięczność, że to powiedziałam, a wbrew moim obawom nadal się przyjaźnimy i świat się nie zawalił. Oczywiście, mniej więcej 20 s po tym, jak to zrobiłam, w mojej głowie pojawił się głos: “no i po co to powiedziałaś? Wyjawiłaś swój największy sekret i teraz już nie ma odwrotu”. Nie poczułam tego od razu, ale to zdjęło ogromny ciężar z moich ramion.
M: Co się wydarzyło w Twoim życiu, że z etapu, w którym objadasz się kompulsywnie, Twoja głowa odcina się od ciała podczas napadu, wpadasz z diety w efekt jojo, jesteś w 2021 roku, gdzie nie cierpisz już na kompulsywne jedzenie, lepiej rozumiesz siebie i skutecznie chudniesz? Jak to zrobiłaś?
A: Wszystko niesamowicie dobrze złożyło się w czasie. Niektórzy mówią, że nie ma przypadków i może mają rację. Dzień po rozmowie z Agą poszłam na dni otwarte kursu samorozwoju, tak dla towarzystwa. Tematem były relacje. Zapisałam się na cały dzień warsztatów i już po 5 minutach zauważyłam, że tutaj nie chodzi o moje relacje z innymi ludźmi, tylko z samą sobą. Było tam wiele kobiet, w różnych wieku, o odmiennych sytuacjach życiowych. Każdy mógł podejść do mikrofonu i opowiedzieć o sobie. Podniosłam rękę i schowałam, podnosiłam i chowałam, i tak z 15 razy, aż prowadząca mnie wyciągnęła do mikrofonu i zaczęłam opowiadać. Powiedziałam też o jedzeniu. Chciałam przedstawić siebie w jak najlepszym świetle, a im bardziej tego pragnęłam, tym mniej sensu miało to, co mówiłam. Czułam, że się posypałam przy tym mikrofonie i już gorzej być nie może. Gdy skończyłam mówić, to prowadząca zapytała uczestników: “czy ktoś z osób tu obecnych ma problemy z emocjonalnym jedzeniem?”. 80% sali ręce do góry. Wtedy pomyślałam, że może nie tylko ja mam taki problem. Od tego się zaczęło. Te doświadczenia diametralnie zmieniły mój sposób myślenia o terapii grupowej.
M: Terapia, indywidualna czy grupowa, to niesamowite narzędzia poznania siebie. Pamiętam, jak wyszłam z pierwszej sesji mojej terapii i czułam, że już nie jestem tym samym człowiekiem. Oczywiście, to nie jest łatwy i przyjemny proces, bo często dotykamy bardzo trudnych spraw z naszej przeszłości. Ale to jest właśnie to dokopywanie się do podstawy góry lodowej, której wierzchołkiem jest jedzenie, ataki paniki, zakupy, używki czy cokolwiek innego.
A: Dzięki tym warsztatom zainteresowałam się psychologią. Niedługo później spotkałam się z teorią wewnętrznego dziecka. Zaczęłam przyglądać się mojej relacji z samą sobą, ale też z rodzicami i rodzeństwem. Zetknęłam się metaforą naszej głowy jako autobusu z pasażerami. Każdy z nich to jeden z głosów, który słyszymy w środku - to może być pani od geografii z 4 klasy szkoły podstawowej, dziecko, które skrytykowało nas podczas zabawy w piaskownicy albo koleżanka, która obgadywała nas w liceum. Zdałam sobie sprawę, że tych głosów “muszę, powinnam, nie powinnam” jest w mojej głowie strasznie dużo i one sprawiają, że trudno mi ten autobus prowadzić prostą drogą. Tak długo słyszałam je w swojej głowie, że zaczęło mi się wydawać, że to mój własny głos. Stałam się swoim najgorszym krytykiem. Dlatego zaczęłam pytać siebie: od kogo usłyszałam, że powinnam się tak zachowywać, albo że nie mogę czegoś zrobić? Kiedy to usłyszałam? Czy zgadzam się z tym zdaniem? Próbowałam dotrzeć do źródła. Dokładnie tak samo zrobiłam w kontekście jedzenia. Zastanawiałam: czy mi to smakuje? Dlaczego to jem? Żyłam 34 lata aż postawiłam grubą kreskę i pomyślałam: “ok, to od teraz zaczynamy na nowo”.
M: To jest taki moment, o którym mówiły też Agata i Iza w poprzednich rozmowach z tej serii - moment przebudzenia.
A: Dokładnie tak. Żyłam w określony sposób przez kilkanaście, kilkadziesiąt lat, nie zastanawiając się nad tym. To był taki czas, kiedy zaczęłam zdawać sobie sprawę, że żyłam tak, jakbym nosiła okulary z wieloma filtrami. Uznałam, że chcę je wreszcie zdjąć i zacząć budować na nowo moje spojrzenie na świat, na innych i na siebie. Początek kursu samorozwoju zbiegł się w czasie ze startem Kursu Skutecznego Odchudzania. Postanowiłam zaufać ekspertom, robić polecane ćwiczenia dotyczące jedzenia i sposobu myślenia. To się wydaje na maksa trywialne, żeby zapisywać, co się je i zwracać uwagę na swoje myśli, bo jak to, przecież ja wiem, co jem w ciągu dnia i wiem, co myślę. A potem robiłam te ćwiczenia i okazywało się w jak dużym byłam błędzie - nic nie wiedziałam o sobie.
M: Jednym z ćwiczeń na Kursie jest stworzenie osi czasu, na której łączy się momenty tycia z innymi wydarzeniami w życiu. Wiele osób po Kursie mówi mi, że to otworzyło im oczy, bo wcześniej nie dostrzegały tych związków. Kiedy żyjemy w kołowrotku obowiązków, pracy, stresu, to wielu rzeczy nie dostrzegamy. Kurs Skutecznego Odchudzania, to element, który w połączeniu z innymi pomógł Tobie, Izie i Agacie się z tego kołowrotka wyrwać.
A: Na początku obawiałam się tego, jak to może wyglądać, kiedy zaczynasz omawiać swoje problemy na kursie czy w grupie. Teraz jestem zwolenniczką takich kursów i spotkań. Każdy z nas ma swoją historię i coś wartościowego do przekazania, a rzeczy, które nas spotkały musiały się wydarzyć, abyśmy byli tu, gdzie jesteśmy. Te trudności nie spotkały nas po to, by udowodnić nam, że jesteśmy beznadziejni i tylko na takie doświadczenia zasługujemy. To się stało, żeby nas czegoś nauczyć. Zawsze myślałam, że moja relacja z jedzeniem, to moja największa słabość. Dopiero kiedy zrozumiałam, że tutaj nie chodzi o jedzenie, tylko o emocje, to zdałam sobie sprawę, że to jest moja “super moc”, sposób na komunikację ciała z głową. Nauczyłam się te komunikaty odczytywać. Już po jakichś dwóch miesiącach pracy nad sobą zyskałam większą świadomość, potrafiłam zapytać siebie moment przed atakiem objadania: “Co się dzieje? Dlaczego pojawia się taka myśl? Czego się boję? O czym przypomina mi ta sytuacja?”. Rozpoczęła się moja fascynacja psychodietetyką. Nagle mój największy “problem” zaczął stawać się moją pasją.
M: Gdyby nie ataki paniki, to nie poszłabym na psychodietetykę, a gdyby nie to, to ile rzeczy by się w ogóle nie wydarzyło. Każdy z nas ma własne przeżycia, mniej lub bardziej trudne i od nas zależy czy wykorzystamy je na swoją korzyść, czy nie. Myślę, że czasami im jest trudniej, tym większy mamy potencjał, by przekuć to w coś wartościowego.
A: Jeden z cytatów, który bardzo mnie inspiruje brzmi: wszystko, czego się chce, znajduje się po drugiej stronie strachu. Dla mnie to zmierzenie się z emocjonalnym jedzeniem i całym tematem kompulsywnego jedzenia było jednym z większym lęków, jakie w ogóle miałam. Zdałam sobie sprawę, że nie ma wielkiej różnicy pomiędzy mną, a kimś, kto ma problem z alkoholem czy ataki paniki. Podzielenie się tym, co znajduje się za zasłoną wstydu pozwala zrozumieć, że wszyscy stoimy na tej samej linii. Nie jest tak, że jedni stoją na piedestale, a na innych można patrzeć z góry - wszyscy jesteśmy tacy sami. Wszyscy mamy w sobie ten sam potencjał, żeby radzić sobie z trudnościami.
M: Wielu osobom się wydaje, że jedzą kompulsywnie, bo są słabe. A tymczasem chodzi o naszą psychikę, o to, co z niej wypieramy. Wszystkie emocje, myśli czy przekonania, których do siebie nie dopuszczamy świadomie, tkwią w naszej podświadomości. Psychika ma ogromny wpływ nie tylko na nasze samopoczucie, ale też na nasze ciało. Kiedy myślisz o swoim urlopie, już widzisz siebie na tej plaży, to inaczej podchodzisz do swoich obowiązków w pracy, mniej rzeczy Cię wytrąca z równowagi, lepiej śpisz. W naszej głowie cały czas opowiadamy sobie historię swojego życia. Dobrze, żeby nam sprzyjała, a nie była pełna sformułować: “jestem beznadziejna, nic mi nigdy nie wychodzi”. Warto nad tym dialogiem wewnętrznym pracować.
A: Tak, problem tylko w tym, że kiedy przez wiele lat żyje się wedle jakiegoś scenariusza, to trudno jest sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. Ja też tak miałam. Byłam pewna, że już do końca życia będę jeść kompulsywnie i po prostu muszę się nauczyć z tym żyć. Myślałam, że to przez brak silnej woli i moją słabość. Bardzo długo żyłam wedle tych przekonań. Nie zdawałam sobie sprawy, że każda moja myśl tylko umacniała ten obraz. Zrozumiałam, że to ode mnie zależy, jak zinterpretuję napięcie, które pojawia się przed napadem jedzenia. Czy uznam, że to stres i strach czy może ekscytacja i entuzjazm? Dlaczego jest tak, że perspektywa ważnego spotkania w pracy dla jednych ludzi będzie ogromnym stresem, a inni nie będą się mogli doczekać, bo tak bardzo chcą podzielić się swoją wiedzą? Interpretacja tego, co się dzieje jest w głowie. Pytanie tylko, jak zmienić tę historię, którą opowiadałam sobie w głowie przez tyle lat? Bardzo długo zadawałam sobie to pytanie.
M: To “jak” prowadzi czasami przez jedną książkę, jeden kurs, a czasami przez wieloletnią terapię. Każda z tych dróg jest dobra. Jedni potrzebują więcej czasu, inni przejdą ją szybciej - to indywidualna sprawa, bo każdy ma inne doświadczenia, myśli, sytuację życiową. Najgorsze, co możemy zrobić, to porównywać się.
A: Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak różnie interpretujemy rzeczywistość. Dla naszych dziadków nie do pomyślenia jest, że ktoś może być zmęczony dniem pracy przy komputerze - przecież cały dzień siedzi. Podobnie z definicjami pojęć. Kiedyś gadałam z moją przyjaciółką Agą i ona powiedziała o sobie, że jest leniwa. Dla mnie to słowo jest nacechowane negatywnie, a dla niej, jak się okazało, jest całkowicie neutralne. Wszyscy używamy niby tych samych słów, żyjemy w tej samej rzeczywistości, a okazuje się, że zupełnie inaczej ją rozumiemy. Coś, co nas motywuje, kogoś innego może totalnie pozbawić energii. Porównywanie się może też wpędzić w pułapkę myślenia “inni mają lepiej”, “komuś się udało, ale mi się nigdy nie uda”. Czy nie lepiej cieszyć się, że ktoś coś osiągnął? Albo dowiedzieć się, jak ta osoba to robi, że tak dobrze sobie radzi w tej dziedzinie? Zresztą to, że coś nam nie wyjdzie za pierwszym razem, czy nawet za piętnastym razem, daje nam szansę na naukę czegoś nowego podczas każdej z tych prób.
M: Marzy mi się, żeby ludziom ze słowem “dieta” kojarzył się proces, w którym chodzi o poznanie siebie. Nadprogramowe kilogramy, to nie jest oznaka porażki czy słabej woli, ale jakiejś nierównowagi w życiu. Celem takiego procesu zmiany nie jest to, aby schudnąć określoną liczbę kilogramów, ale poczuć się ze sobą lepiej, poznać swoje wartości, dowiedzieć, czego się chce w życiu. Spadek masy ciała, to tylko efekt uboczny. Od nas wszystkich zależy czy to myślenie o dietach się zmieni, czy nie.
A: Przez kilka pierwszych miesięcy pracy nad Kursem i warsztatów zastanawiałam się: jak zacząć skupiać się na procesie, a nie na rezultatach? Okazało się, że kluczem do tego jest robienie rzeczy, które sprawiają mi przyjemność i dają satysfakcję. Z drugiej strony na poważnie wzięłam się za wprowadzanie zmian. W maju postanowiłam sobie, że za każdym razem, jak zobaczę siebie w lustrze, to zanim mój krytyczny głos w środku zacznie mówić, że wyglądam beznadziejnie, to ja będę mówić sobie coś miłego. Dostawiłam lustra w mieszkaniu i zaczęłam trening. Na początku to było komiczne, miałam poczucie, że to bez sensu. Po dwóch tygodniach zaczęło mi wchodzić w nawyk. Takie małe kroki prowadzą do zaakceptowania siebie. Całe życie szukamy tej akceptacji u innych ludzi, a tymczasem ona musi być w nas. Jeśli mam przekonanie, nawet nieświadome, że nie jestem dość dobra, to nie schudnę. Jeśli myślę, że nie jestem godna tego, żeby mi się dobrze układało w życiu, to nie będę postępować, jak osoba, której się dobrze układa. Kiedyś tego nie rozumiałam, ale objadanie się było karą za to, że nie wytrwałam na diecie. Wierzyłam w to, że nie zasługuję na piękne i zdrowe ciało. Kiedy odważyłam się mówić głośno o swoich trudnościach, zdałam sobie sprawę, że wszyscy mamy słabości i możemy rozmawiać o tym, czego się wstydzimy. Dajemy tym samym przyzwolenie innym, żeby dzielili się swoją historią i także zobaczyli, że te wszystkie historie w naszej głowie, to część bycia człowiekiem.
M: Myśli to nie fakty.
A: Dokładnie.
M: W każdej edycji KSO na grupie na Facebooku pod postem powitalnym po jakimś czasie pojawiają się komentarze: “ja to jestem z tych, co się nigdy nie odzywają na fb, ale jestem w szoku, że te wszystkie wasze historie, to tak naprawdę moja historia”. I potem kolejny taki głos, i kolejny. To jest właśnie to niesamowite wsparcie grupy, które pokazuje, że możesz otwarcie mówić o sobie, możesz się dzielić trudnościami i nikt Cię nie oceni. Wręcz przeciwnie - dostaniesz wsparcie, motywację. Wzrusza mnie, kiedy widzę, jak te blokady pękają.
A: My wszyscy mamy problem z mówieniem o sobie. Mamy wpojone od dziecka, że to jest popisywanie się, że nie można mówić o swoich sukcesach. A tak naprawdę jeżeli robi się coś fajnego, to trzeba o tym mówić. Gdyby nie to, że zaczęłaś mówić o psychodietetyce, to ja bym tego terminu nawet nie poznała. A teraz od marca będę zaczynać studia u Ciebie na WSB. Od 8 lat pracuję w sektorze finansowym, a teraz zaczynam studia z psychodietetyki i w moich planach jest to, żeby się doszkalać i robić coś w tym kierunku. Nigdy bym nie sądziła, że pójdę w tę stronę.
M: Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, jak rozpoczniemy podróż w głąb siebie. Już 11.02 będzie na to kolejna okazja, bo startuje przedsprzedaż KSO. Dziękuję Ci za rozmowę Aniu.
A: Bardzo dziękuję za zaproszenie. Nie ma znaczenia, jak długo borykamy się ze swoimi trudnościami, albo jak wielki lęk czujemy przed tym, co będzie po drugiej stronie strachu. Wszystko zaczyna się od małych kroków. To z nich składają się wielkie podróże, które dają nam doświadczenia, wspomnienia i szczęście.
Całej rozmowy z Anią posłuchasz poniżej: