Jak skończyć z emocjonalnym jedzeniem? Wyzwolenie się z jedzenia pod wpływem emocji nie jest łatwe. Nie wystarczy tylko przejść na dietę, by sobie z nim poradzić. Swoim przykładem doskonale pokazuje to Magda, uczestniczka Kursu Skutecznego Odchudzania. Z emocjonalnym jedzeniem zmagała się przez lata, próbując diet, restrykcji i suplementów. Dopiero znalezienie własnej odpowiedzi na pytanie "jak skończyć z emocjonalnym jedzeniem?" pozwoliło jej jednak oddzielić posiłki od emocji. Bo nie ma jednej, idealnej recepty na poradzenie sobie z tym problemem. Wierzę, że historia Magdy zainspiruje osoby w podobnej sytuacji do szukania własnych dróg do dobrej relacji z jedzeniem.
Magda Hajkiewcz-Mielniczuk: Cześć Magda. Poznałyśmy się podczas Kursu Skutecznego Odchudzania, miałyśmy nawet tę przyjemność, by spotkać się na żywo. Wiem, że w Twoim życiu dużo się zmieniło od czasu dołączenia do KSO, ale zacznijmy od początku. Jak to się stało, że temat diet i odchudzania pojawił się w Twoim życiu?
Magda: Dziękuję za zaproszenie do rozmowy. Mam 22 lata, a zaczęłam się odchudzać, gdy miałam 10. Myślę, że przyczyny mojej nadwagi były dwie. Pierwsza to sposób okazywania miłości przez moją babcię - robiła to poprzez jedzenie, a że kochała mnie bardzo mocno, to tego jedzenia było mnóstwo. Druga przyczyna to moja wysoka wrażliwość i zajadanie emocji. W gimnazjum przechodziłam przez kulminację moich prób odchudzania - jedna, druga, trzecia dieta. Ostatnio jak byłam w domu rodzinnym i sprzątałam swój stary pokój, to znalazłam ok. 20 zeszytów z tamtego okresu, z notatkami dotyczącymi moich diet. Zapisywałam zdania typu: “nie żryj tyle, bo jesteś grubą świnią”. Serce mi zamarło, jak to zobaczyłam. Moje poczucie własnej wartości było równe 0 lub nawet niższe.
MH: Skąd w głowie 10-latki bierze się pomysł na odchudzanie? To straszne skonfrontować się po latach z tymi krzywdzącymi przekonaniami o sobie. Przykro mi, że byłaś w takiej sytuacji.
M: Dla mnie z perspektywy czasu to jest szok. Myślę, że odchudzałam się wtedy głównie dlatego, że inne dzieci się ze mnie naśmiewały. Dobrze się uczyłam, więc byłam kujonem z nadwagą. Nieudane próby odchudzania ciągnęły się za mną latami. W liceum zaczęłam szukać pomocy. Poszłam do dietetyka, w sumie byłam u trzech. Jeden z nich był zatrudniony w firmie sprzedającej suplementy w cenie wizyty. Byłam przeszczęśliwa, jak je dostawałam, bo naprawdę działały. W ciągu tygodnia chudłam 2 kg, ale co z tego, skoro w przeciągu następnego tyłam 2 kg albo 1,5. Prowadziłam tabelkę zmian mojej wagi, wyglądała ona mniej więcej tak: 77,5 kg następnie 76 kg, potem znowu 77 kg. Z gabinetu dietetyka albo wychodziłam szczęśliwa, że “o jejku, schudłam”, albo wracałam z płaczem, bo znów jest ten kg do przodu. Najgorsze jojo, tydzień w tydzień. Teraz się dziwię, ile miałam siły w sobie, by 2 lata wytrzymać na tych środkach. Musiałam być wtedy mocno zdeterminowana i bardzo cierpieć w środku, że byłam w stanie to znieść.
MH: Czy podczas tych wizyt rozmawialiście o zmianie nawyków żywieniowych? Mówisz o efekcie jojo, więc zastanawiam się, co takiego się działo, że ta waga cały czas wracała.
M: Dostałam plan diety, gdzie były podane posiłki i godziny. Nikt mi nie wytłumaczył, jak mogę sama komponować swój jadłospis, tylko dostałam rozpiskę na każdy tydzień i miałam się do niej dostosować. Początkowo to była obsesja, że o 7:30 musiałam zjeść. Myślałam, że jak tego nie zrobię, to już będzie dramat, koniec diety. Problem z tą rozpiską był taki, że ja nie lubię dostosowywać się pod kreskę, a do tego większość zaplanowanych dań mi nie smakowała. Dietetyk pytała, co lubię, ale niewiele to dawało, bo korzystała z gotowych przepisów, w których zawsze była chociaż jedna rzecz, której nie lubiłam. Czułam, że nie jestem słuchana w pełni. U tej Pani dietetyk byłam najdłużej, u dwóch pozostałych niezbyt długo. Podczas mojej ostatniej próby współpracy z dietetykiem usłyszałam, że po co przyszłam, skoro wszystko wiem? W tym właśnie tkwił paradoks: wiedziałam masę rzeczy o odżywianiu. Po tamtej rozmowie z dietetyczką zapaliła mi się lampka: jaki tak naprawdę jest mój problem? Do dietetyka idzie się po to, żeby nauczyć się prawidłowo odżywiać, ogarnąć temat żywienia. A ja po co szłam?
MH: I znalazłaś odpowiedź na to pytanie?
M: Moim problemem było to, że jadłam za dużo, a do tego nie to, co chciałam - głównie fast foody i słodycze. Moje posiłki były nieregularne, odżywczo wołały o pomstę do nieba, ale ja wiedziałam, jak powinnam jeść. Nie brakowało mi więc wiedzy o żywieniu. Problem tkwił gdzieś indziej. Na studiach nastąpił przełom. Zainteresowałam się psychologią i wtedy po raz pierwszy nie spojrzałam na temat odchudzania emocjonalnie. Przestałam skupiać się na tym, że chcę mieć tę wymarzoną sylwetkę, bo przecież wszyscy się odchudzają, a bycie szczupłym sprawi, że przestanę źle się ze sobą czuć. Spojrzałam na to analityczne: mam problem i chcę go rozwiązać. Wtedy zaczęłam szukać informacji opartych na faktach. Tak trafiłam do Ciebie. Dowiedziałam się rzeczy, których nikt mi nigdy nie powiedział, np. że człowiek nie tyje od konkretnych rzeczy, co zawsze mi wmawiano, tylko od nadmiaru kalorii w diecie. Klapki opadły mi z oczu, bo skoro tak jest, to mogę jeść czekoladę, nie muszę sobie odmawiać wszystkiego i rezygnować z tego, co lubię. Zaczęłam uważnie obserwować siebie. W pewnym momencie trafiłam na Twój Kurs Skutecznego Odchudzania, co już całkiem otworzyło mi oczy. Znalazłam to, czego szukałam - tę mądrą, logiczną ścieżkę. Zdecydowałam się na nią wejść, bo wierzyłam, że to może mi pomóc.
MH: A z tej ścieżki nie ma już powrotu. Zgodzisz się z tym, że jak raz wejdzie się na drogę rozsądnego żywienia, odchudzania dopasowanego do siebie, to już nie ma powrotu na niskokaloryczne diety czy kuracje oparte o suplementy?
M: Zdecydowanie, ja już nigdy nie zejdę z tej ścieżki, bo byłabym przysłowiowo głupia, gdybym widziała efekty, moje ciało byłoby szczęśliwe i ja byłabym szczęśliwa, a wróciłabym na tę ścieżkę goryczy i walki ze sobą. Zaczęło się od Ciebie i Twojego przekazu, potem coraz bardziej rozszerzałam sieć tych “mądrych” treści. Teraz przesiąkam tą wiedzą i nie dość, że jest to dla mnie logiczne i działa, to zaszła we mnie zmiana. Przez te wszystkie lata ze sobą walczyłam, wszystkiego sobie zabraniałam. Z tamtych czasów pamiętam siebie, jako dziewczynę z zaciśniętymi pięściami i myślą “wytrzymaj, wytrzymaj”. Teraz już tak nie muszę. Po prostu żyję, odżywiam się, nadal popełniam błędy, ale bardzo dużo zmieniło się na lepsze. Cały czas jestem na tej drodze, w pewnym procesie. Dużo jest za mną, ale wciąż wiele przede mną.
MH: Pamiętam, jak zaczęłam studiować psychologię i zdałam sobie sprawę, że to ja sama jestem odpowiedzialna za swoje emocje. Zobaczyłam, jak bezzasadne jest stwierdzenie “ale ktoś mnie wkurzył”. Przecież to ja wkurzyłam się na coś, na podstawie mojej interpretacji tego wydarzenia. To moja reakcja, zachowanie, humor. Teraz nie bardzo mogę strzelić focha, skoro biorę odpowiedzialność za swoje emocje i zachowanie. Jak już masz pewną świadomość, to czasami nawet by się chciało jej nie mieć i tego focha strzelić, ale wiesz, że to Ci nic nie da, nie doprowadzi do rozwiązania problemu. Analogicznie w odchudzaniu - możesz przejść na dietę sokową czy 1200 kcal tylko pytanie: po co? Co to da?
M: Takie świadome odchudzanie i budowanie na nowo swojego sposobu żywienia zmieniają wiele obszarów w życiu. Kiedy ja weszłam na tę ścieżkę, to postanowiłam kompleksowo o siebie zadbać. Zaczęłam pracować nad emocjami - odpuściłam myślenie, że muszę walczyć, być w pełnej mobilizacji i napięciu, bo muszę schudnąć. Zamiast tego zaczęłam dbać o swoje ciało, tak żebym miała energię i czuła się dobrze. Ta zmiana optyki dotyczyła też tego, co na siebie zakładam, jakich kosmetyków używam. Zaczęłam również naprawiać moje relacje. Wprowadziłam w nie spokój. Przyjrzałam się też temu, jak reaguję na to, co mówią do mnie inni ludzie. Kiedyś, gdy ktoś mówił coś o moim wyglądzie, to wybuchałam płaczem i przez tydzień męczyłam się myślą, że coś ze mną nie tak, skoro jestem taka gruba. Teraz inaczej postrzegam takie kwestie.
MH: Myślę, że w wielu z nas pokutuje takie myślenie, że otyłość i nadwaga, to tylko kwestia nieodpowiedniego sposobu odżywiania. Oczywiście, bezpośrednio na naszą wagę wpływa to, ile jemy. Jeśli więc jemy za dużo, to ważymy za dużo i to jest proste, ale to dlaczego jemy za dużo, jest już cholernie skomplikowane. Żeby to rozgryźć trzeba trochę pogrzebać i oprzeć się na faktach, a nie emocjach. A to nic innego jak psychologia. Kiedyś standardowe podejście dietetyczne opierało się na tym, co i ile się je. Teraz na szczęście bardzo się to zmienia. Coraz więcej uwagi poświęca się wpływowi psychiki na sposób żywienia i wagę. A to jest ogromny plus, bo przy okazji odchudzania można wtedy przyjrzeć się wielu innym płaszczyznom swojego życia i wprowadzić w nie więcej spokoju.
M: Trafiłam na Ciebie, bo chciałam schudnąć, a nie dość, że schudłam, to zmieniłam myślenie i masę różnych obszarów w moim życiu, tak przy okazji. Ja wciąż ugruntowuję w sobie ten spokój, ale zdecydowanie czuję się ze sobą lepiej. Kiedyś odczuwałam do siebie wstręt. Każda fałdka na brzuchu sprawiała, że myślałam, że coś jest ze mną nie tak. A tymczasem każdy ma jakieś fałdki, każdy ma jakieś kompleksy. Teraz patrzę na rzeczy spokojniej, mniej emocjonalnie.
MH: To słychać nawet w Twoim głosie.
M: Cieszy mnie to. Spokój ułatwia funkcjonowanie, bo nie da się żyć w ciągłym stresie. Jeśli odczuwamy permanentny stres, źle czujemy się ze sobą i swoim ciałem, to dobrze zwrócić się po pomoc. Nie odpuszczać, tylko zadbać o siebie. Ja tak zrobiłam: drążyłam, drążyłam, aż znalazłam coś dla siebie i to się opłacało. To, że dołączyłam do KSO, to był akt zadbania o mnie. Teraz panuje moda na selfcare. To, że przeznaczyłam pieniądze na KSO i z niego korzystam, to jeden z elementów mojego selfcare. Dlatego cenię, że mam nieograniczony dostęp do materiałów i jak czegoś zapomnę albo chcę do czegoś wrócić, to na spokojnie mogę sobie odpalić, poczytać, przypomnieć sobie. Czasami, gdy czuję się zagubiona albo jakieś trudne rzeczy wracają, to mogę wrócić do Kursu. Daje mi to poczucie bezpieczeństwa.
MH: Bardzo mi miło, że tak mówisz. Wspominałaś, że podchodziłaś do jedzenia emocjonalnie. Co zrobiłaś, że to się zmieniło?
M: To był dla mnie jeden z przełomów. Pewnego dnia poszłam do sklepu. Nie byłam głodna, miałam neutralny nastrój, nie byłam zestresowana. Gdy dotarłam do sklepu, to stanęłam przed półką ze słodyczami. Stałam tam z 15 minut i zastanawiałam się, które słodycze tak naprawdę lubię? Nie którymi się objadam, gdy mam gorszy humor, tylko które mi smakują, dają przyjemność? Odkryciem było dla mnie, że tak naprawdę, mam ochotę na jakieś 5 sztuk z całej półki. Lubię śliwki w czekoladzie, ptasie mleczko, ale nie znoszę ciastek typu Jeżyki, mimo że jak były w szafce, to i tak po nie sięgałam. Przypominałam sobie o tym doświadczeniu w sklepie, gdy w słabszych momentach rzucałam się na rzeczy, których nie lubię. Pojawiała się myśl “ej, Magda, Ty tego nie lubisz, po co Ty to jesz? Nie wolisz poczekać na coś, co faktycznie ci smakuje? Jaką masz przyjemność z jedzenia tych ciastek, których nawet nie lubisz?”.
MH: To właśnie o ten moment uważności chodzi i o zadanie sobie odpowiednich pytań. One naprawdę mogą powstrzymać napad objadania. Ogromną dumę odczuwam, gdy moje Kursantki mówią o takich swoich przełomach.
M: Moim drugim odkryciem była właśnie uważność w jedzeniu. Starałam się jeść słodycze uważnie, żeby zobaczyć, czy naprawdę mi one smakują. Wąchałam je przed jedzeniem, przyglądałam się teksturze, długo je smakowałam w buzi. Jedno ptasie mleczko wystarczyło mi zamiast całej paczki, ono mnie naprawdę nasycało. To było bardzo ciekawe doświadczenie, jak inaczej odczuwam smak, gdy się nie spieszę, tylko spokojnie siadam do jedzenia. To zwiększenie świadomości, nawet w momencie napadu, pomaga zmniejszyć ilość zjedzonych rzeczy. Zdecydowanie dzięki temu jadłam mniej podczas tych moich “zrywów”.
MH: Świetnie, że o tym wspominasz. Mam wrażenie, że niby każdy wie, że świadome jedzenie jest ważne. Wiemy, że nie można jeść przy komputerze, żeby się skupić na tym, co jemy, patrzeć na jedzenie, czuć smak. Ta wiedza nie sprawia jednak, że tak postępujemy. A magia zaczyna się dopiero wtedy, kiedy faktycznie zaczniemy tak robić, a nie tylko o tym słuchać. Z wieloma radami tak jest, że niby coś wiemy, ale tego nie robimy. Dlatego potrzebujemy strategii, która pozwoli nam wprowadzać te rzeczy w życie. Zastanawia mnie, że tak wiele osób uważa, że więcej ruchu i zdrowsza dieta nie mogą działać, są zbyt błahe, ale wierzą, że tabletki, suplementy i spalacze sprawią, że kilogramy same znikną.
M: To jest właśnie to. Ludzie chcą szybkich efektów, a trwałe rezultaty niestety nie przyjdą szybko.
MH: Co jest teraz Twoim celem? Zastanawiam się, z jakiej wagi zaczynałaś odchudzanie, jak jest teraz i czy ten cel, to jakaś konkretna waga, a może inaczej określasz to, do czego zmierzasz?
M: Mam 176 cm wzrostu, najwięcej ważyłam 85 kg. Gdy poznałam Ciebie ważyłam 79 kg, obecnie 74 i tę wagę utrzymuję, czuję się z nią dobrze. Mam figurę gruszki, szerokie biodra i uważam, że z tą wagą wyglądam bardzo dobrze. Kiedyś powiedziałabym, że nadal ważę za dużo, że powinno być 67 czy 68 kg. Teraz mogę otwarcie powiedzieć, że nie mam żadnego celu wagowego. Wcześniej zawsze jakiś taki cel miałam. Gdy stosowałam restrykcje, to doszłam do 71 kg, ale dla mnie to nadal było za dużo, mimo że miałam dobry skład masy ciała i widoczne mięśnie. Miałam w głowie tylko to 68 kg i tyle. Nie utrzymałam tej wagi 71 kg, to był ciągły stres, restrykcje i jedzenie pod linijkę.
MH: Być może nie poszły za tym stałe zmiany nawyków, które będziesz mogła bez problemu utrzymywać w normalnym dniu, dlatego waga poszła do góry?
M: Myślę, że tak. Teraz ważę 74 kg i czuję się dobrze, już nie dążę do 68 kg. Jeśli to wyjdzie samo, to znaczy, że ok, tak miało być. Ale nie będę cisnąć na siłę, żeby dojść do jakichś cyferek, bo to nie o to chodzi. Tak naprawdę dopiero w momencie, w którym sobie odpuściłam, schudłam.
MH: Jesteś kolejną osobą, która może potwierdzić, że utrata kilogramów jest tylko efektem ubocznym tego, że się skupimy na sobie, zadbamy o siebie i zaczniemy się skupiać na procesie.
M: Było mi bardzo ciężko zrozumieć, że to nie chodzi tylko o to, żeby schudnąć. Długo nie uświadamiałam sobie, że mój problem nie wynika z tego, że jestem gruba. Uważałam siebie za osobę skrajnie grubą, choć przecież nigdy nie byłam otyła. To mi pokazuje, jak zakrzywiony obraz samej siebie miałam.
MH: Wiem, że dla wielu osób jest kuriozalne, jak można nie skupiać się na utracie kg, jak można nie liczyć kalorii, nie ważyć się - przecież to o to chodzi w odchudzaniu. A Ty Magda i inne dziewczyny z Kursu Skutecznego Odchudzania pokazujecie, że te efekty przychodzą, kiedy odpuścisz. Podczas naszego ostatniego spotkania na Zoomie po Kursie padło takie zdanie, że “całe życie się odchudzałam, a dopiero, jak przestałam się odchudzać, to schudłam”.
M: Trochę tak, jak u mnie. W momencie, gdy odpuściłam, co było mega trudne, bo schudnięcie, to był mój jedyny cel, to zmiany mogły zajść. Tych celów pojawiło się w moim życiu po prostu więcej. Kiedyś było tylko schudnięcie, a pojawiło się - poczuć się lepiej, zadbać o swoje zdrowie, przestać być ciągle w biegu. Pojawiła się masa mniejszych celów i wykluczyłam jeden. To było prostsze zrezygnować z jednego z wielu dążeń niż z jedynego, jaki mam. Zmiana musiała zajść w moim myśleniu. Nie dziwię się, że ludziom trudno przyjąć taki punkt widzenia, bo jeżeli celem 90% osób jest schudnąć, to słysząc o efekcie ubocznym pojawia się myśl “o czym ona gada?”.
MH: Postrzeliło babę (śmiech).
M: Dlatego właśnie polecam to, czego uczyłaś na kursie - wyznaczyć sobie więcej celów. Wtedy utrata kilogramów przestaje być jedynym dążeniem, a staje się skutkiem ubocznym.
MH: Na Kursie ustalamy inne priorytety, skupiamy na procesie, ale trzeba naprawdę uwierzyć w inne cele, aby zrezygnować ze ścisłego kontrolowania. Te cele, o których mówisz są naprawdę wartościowe. W jaki sposób do nich dążysz? Jakie są Twoje patenty na zdrowy styl życia?
M: Miałam trudność z aktywnością fizyczną. Zdarzają mi się dni, kiedy kompletnie mi się nie chce, bo mam sporo obowiązków: praca, studia, dom. Żeby się zmotywować zaczęłam szukać sposobów, które mi pomogą zabrać się do działania. W marcu 2020 na Facebooku powstała grupa Pies w korowanie. Łączy właścicieli psiaków, którzy są na kwarantannie, z osobami, które chcą wyprowadzić im psy. Zaczęłam pomagać. Zwracałam się do ludzi i dostawałam pieska, z którym byłam zobowiązana 2 tyg wychodzić. Na początku, pierwszy, drugi dzień spoko, ale potem trochę mi się odechciewało. Miałam wtedy jednak świadomość, że ten piesek na mnie czeka, więc nie mogę go zawieść. Dzięki temu byłam na wielu spacerach, mimo że nie zawsze mi się chciało. To jest moim zdaniem fajny sposób, żeby się zmobilizować. Każdy może mieć gorszy moment, mniej ochoty na aktywność fizyczną, a takie działania mogą nam dać motywację.
MH: To, co mówisz przypomniało mi, że często pojawia się pytanie, jak odróżnić lenistwo od braku energii? Myślę, że nie ma na to dobrej odpowiedzi, trzeba poznać siebie i popełnić kilka błędów. Co sądzisz na ten temat?
M: Dobrze, że o tym wspominasz. To nie jest tak, że już lecę na oparach albo się zmuszam do tych spacerów. Ja wiem, że po prostu tego potrzebuję, bo siedzenie cały dzień przed komputerem jest bardzo męczące psychicznie. Wiem, że po takim dniu stukania w klawiaturę przewietrzenie głowy mi pomoże. Jeśli jednak czuję, że to zdecydowanie nie jest lenistwo, tylko naprawdę nie mam na to zasobów, to odpuszczam. Te spacery z psiakami, to jest jednak lekka aktywność. Czasem trwa tylko 15, 20 minut. W takiej sytuacji myślę, że przy niskich zasobach on może nawet pomóc. Zgadzam się jednak z tobą, że trzeba poznać swoje granice. Każdy z nas najlepiej wie, kiedy to lenistwo, a kiedy brak zasobów. Ja znam siebie na tyle, że wiem, że po pracy dopada mnie lenistwo, a spacer zdecydowanie pomoże mi się odprężyć, ale po prostu trudno mi się zebrać i wyjść. Dlatego szukam tej dodatkowej motywacji.
MH: To jest świetne, że w taki sposób poszukujesz rozwiązań dla siebie. Mam podobnie z aktywnością fizyczną, lubię często zmieniać to, jak trenuję. Niedawno mieliśmy wyzwanie na IG, żeby robić dziennie 10 tys kroków, wcześniej tańczyłam z Just Dance, potem były treningi z VR. Nie każdy lubi trzymać się tylko jednej aktywności fizycznej i to jest ok.
M: Wzięłam sobie do serca to, co mówiłaś na Kursie: że wszystko ma być pod nas. Teraz moja aktywność jest pode mnie. Nie lubię chodzić na siłownię, więc dlaczego miałabym się do tego zmuszać? Za to bardzo lubię hulahop, którym nauczyłam się kręcić dopiero, jako osoba dorosła. Teraz potrafię przez godzinę kręcić, oglądając serial czy słuchając muzyki. Ale to wymaga samoświadomości, żeby przestać się zmuszać do robienia rzeczy, a zamiast tego dopasować proces do siebie. Tak samo zrobiłam z moim żywieniem. Gotuję to, co mi smakuje, jem to, co lubię, dlatego w mojej diecie pojawiają się czasem słodycze czy fast foody. Różnica jest jednak taka, że teraz potrafię zjeść 3 kostki czekolady, a nie jak kiedyś 3 tabliczki. To jest super umiejętność, której nauczyłam się na Kursie - odróżniać czy mam na coś ochotę, czy chcę zajeść stres albo inne emocje. Teraz w Tłusty Czwartek potrafię zjeść jednego pączka. Kiedyś jadłam ich tyle, aż było mi niedobrze. Zmieniło się też moje myślenie o gotowaniu - nie muszę stać 2 godziny przy garach, żeby ugotować zdrowe i smaczne jedzenie.
MH: Masz jakieś porady dla osób, które nie mają zbyt wiele czasu na gotowanie, a chciałyby odżywiać się zdrowo?
M: Zdecydowanie polecam gotowanie dużego gara zupy raz w tygodniu i wekowanie do słoików. To szybkie rozwiązanie, które pomaga oszczędzić dużo czasu w trakcie tygodnia. U mnie sprawdzają się też koktajle. Mam przenośny blender, więc ich zrobienie zajmuje mi jakieś 30 s. Przekonałam się też do mrożenia. Gotuję większe ilości, potem dzielę na porcje i część mrożę na kolejne dni. Dzięki temu oszczędzam naprawdę dużo czasu, a takie rozwiązania z łatwością wprowadziłam do mojej codziennej rutyny. Wyeliminowałam wiele posiłków na szybko, mogę utrzymać wagę i zdrowe nawyki. To naprawdę możliwe, by gotować szybko i zdrowo - kiedyś myślałam, że tak się nie da.
MH: To właśnie pokazuje, jak wielka jest moc naszego myślenia. Czy będziemy szukać powodów, dlaczego się nie da i to bez sensu, czy skupimy się na znalezieniu sposobów na dopasowanie procesu do nas. Widać, jak daleką drogę przeszłaś. Co poleciłabyś sobie z przeszłości albo osobie, która teraz jest w miejscu, z którego zaczynałaś?
M: Ja bym powiedziała jedno proste słowo - pomyśl. Nie idź za tłumem. Ja bardzo długi czas szłam za tym, co mówili mi inni. Myślę, że jakbym wtedy zaczęła czytać, analizować i włączyłabym to zimne, mniej emocjonalne myślenie, względem treści typu post Dąbrowskiej, dieta 1200 kcal itd., to doszłabym do tego, że więcej sensu ma takie podejście, jak Twoje.
MH: Nie tylko moje, teraz na szczęście wiele osób promuje takie podejście i robi fantastyczną robotę. Ogromnie mnie cieszy, że psychodietetyczny punkt widzenia zyskuje na znaczeniu i coraz głośniej przebija się wśród wielu nieracjonalnych diet, tak popularnych w internecie.
M: Zdecydowanie tak. Moja droga zaczęła się od Ciebie, więc to dla mnie zawsze to będzie “podejście Magdy Hajkiewicz”. Poradziłabym sobie: pomyśl, przeanalizuj i wybierz tę ścieżkę, która najbardziej do Ciebie przemawia. Gdybym wtedy tak sobie powiedziała, to myślę, że “podejście Magdy Hajkiewicz” najbardziej by do mnie trafiło. Może by mi to oszczędziło tych prób odchudzania, straconych nerwów. Ale też dosyć szybko nauczyłam się na błędach, z czego jestem zadowolona, bo mogłam kolejne lata trwać w tym myśleniu, a już się z tego wykaraskałam. Lepiej późno niż później. Teraz wiem też, że żadnych treści, z którymi się stykamy nie powinniśmy traktować jako prawdy objawionej. Ktoś, kogo śledzisz coś napisał - super, ale warto też siegnąć do innego źródła, zweryfikować te informacje.
MH: To jest właśnie to znalezienie swojego “dlaczego”. Warto zastanowić się, dlaczego zachowujemy się w określony sposób, czy na pewno to, co robimy jest dla nas wartościowe i spójne z nami. Ważne jest też to, aby znać swoją motywację stojącą za celami, do których zmierzamy. Dziękuję bardzo za to, że podzieliłaś się swoją historią. Myślę, że zainspiruje ona inne osoby do tego, żeby albo przetestować Twoje sposoby, albo znaleźć swoje.
M: Również bardzo dziękuję, że mogłam opowiedzieć swoją historię i mam nadzieję, że komuś ona pomoże. Może gdybym ja otrzymała takie rady wcześniej, to wkroczyłabym na inną ścieżkę już dawno temu? Kto wie, teraz to tylko gdybanie, ale cieszę się z miejsca, w którym jestem. Cieszę się, że osoby, które dołączają do KSO wchodzą na tę dobrą ścieżkę dbania o siebie, analizowania, szukania przyczyn i rozwiązań.
MH: Czego efektem jest robienie czegoś dla siebie, a nie przeciwko sobie i po swojemu, a nie dostosowywanie się do czegoś czy kogoś z zewnątrz. I Ty jesteś tego doskonałym przykładem. Jeszcze raz dziękuję za rozmowę.
Pełnej rozmowy z Magdą posłuchaj poniżej
Niestety z żywieniem mam ogromny problem, a już mam trzydziechę na karku. Niestety dużo przenosi się z dzieciństwa i jedzenia w nagrodę 🙁