To było niesamowite uczucie. Kiedy wróciłam z ostatniego w tym sezonie szkolenia z "Psychodietetyki w praktyce" uświadomiłam sobie, że w ciągu 10 miesięcy zorganizowaliśmy aż 17 szkoleń w 12 miastach w całej Polsce. Nie ukrywam, że autorskie szkolenie było moim marzeniem. Kończąc pierwsze studia wiedziałam, że chciałabym kiedyś zostać szkoleniowcem. Nie sądziłam jednak, że dojdzie do tego tak szybko, choć tak naprawdę przygotowanie do prowadzenia szkoleń zaczęłam nieświadomie zdobywać już w szkole podstawowej.
Jak to się dzieje, że potrafię mówić przez 14 godzin w ciągu dwóch dni? Skąd biorą się uczestnicy moich szkoleń? Dlaczego szkolenia kosztuję tyle, ile kosztują i za co tak naprawdę płacisz kupując bilet? O tym wszystkim piszę w poniższym, szczerym podsumowaniu 😉
CZY BAŁAM SIĘ WYSTĄPIEŃ PUBLICZNYCH?
Jest kilka rzeczy, które musicie o mnie wiedzieć, aby kulisy "Psychodietetyki w praktyce" były spójne. Po pierwsze, szkolenia nie były moim pierwszym zetknięciem z występami przed publicznością. Właściwie moja droga do bycia szkoleniowcem rozpoczęła się ponad 18 lat temu w grupie teatralnej. W mojej pierwszej w życiu roli grałam główną rolę ogrodowego stracha w przedstawieniu "Strachy fatałachy" 😉. I mówię to zupełnie poważnie.
Uważam, że moi rodzice zrobili dla mnie naprawdę wiele dając mi możliwość występowania przed publicznością od najmłodszych lat. Poza kółkiem teatralnym było jeszcze 8 lat nauki tańca, nauka gry na pianinie, nauka śpiewu oraz związane z tym występy na scenie.
Kiedy z rodzinnego Hrubieszowa wyjeżdżałam do Warszawy zastanawiałam się po co było mi to wszystko potrzebne. Przecież w żadnej z tych rzeczy nie jestem jakoś szczególnie dobra. Okazało się jednak, że wszystko jest w życiu po coś. Mimo, że umiejętności wokalnych nie oceniam u siebie zbyt wysoko ;), dzięki temu że uczyłam się śpiewy metodą SLS (speech level singing) potrafię mówić bez przerwy przez 7 h nie zdzierając przy tym gardła.
Podobnie jest z tańcem. To właśnie on pomógł mi rozwinąć świadomość swojego ciała, dzięki której szkolenie prowadzę właściwie całą sobą (uczestnicy szkoleń będą pewnie wiedzieć o co chodzi ;)).
PRÓBUJ NOWYCH RZECZY
To wszystko sprawiło, że przed pierwszym szkoleniem towarzyszyło mi tylko napięcie związane z debiutem. Nie pojawił za to stres związany z występowaniem przed grupą ludzi, gdyż było to dla mnie coś zupełnie naturalnego.
Czy to oznacza, że osoba która nigdy nie występowała przed publicznością powinna wybić sobie z głowy prowadzenie szkoleń? Absolutnie NIE. Natomiast naprawdę gorąco zachęcam do wykorzystywania każdej okazji do tego, aby zmierzyć się z obecnością audiencji.
A jest ich sporo - prezentacje na studiach, akcje charytatywne, na których można zgłosić się do przeprowadzenia wykładu, darmowe akcje promocyjne, konkursy studenckie na dużych konferencjach i wiele, wiele innych. Można by powiedzieć, że tylko sky is the limit.
CZEGO MUSIAŁAM SIĘ NAUCZYĆ, ABY PRZEPROWADZIĆ SZKOLENIE?
Dobre szkolenie to nie tylko wiedza wyświetlona i odczytana ze slajdów. Pamiętam jak zawsze ubolewałam na tych wykładach, które były prowadzone przez bardzo mądrych ludzi, jednak w tak nudny sposób, że człowiek nie był w stanie się skupić na dłużej niż 10 minut. Zawsze wtedy myślałam sobie co tak naprawdę musi się wydarzyć, aby poprowadzić taki wykład, który porwie tłumy. Który nie tylko będzie ogromnym zastrzykiem wiedzy, ale również zostanie zapamiętany na długo.
Pamiętam wieczór, w którym siedliśmy z chłopakami z Dietetyki #NieNaŻarty i zastanawialiśmy się, co miałoby wyróżniać nasze szkolenia. Ustaliliśmy, że ponad wszystko ma to być praktyka, wiedza poparta badaniami oraz taka atmosfera, gdzie każdy może czuć się swobodnie. Chcieliśmy również, aby po naszych szkoleniach mówiono, że 7 godzin minęło w ekspresowym tempie oraz że nie było tam miejsca na nudę.
Wiedzieliśmy, że aby tak się stało nie możemy tylko o tym mówić lub wrzucać sugestywnych hashtagów. Musimy to po prostu zrobić 😉
Mam taką zasadę, że jeśli się czegoś uczę to tylko od najlepszych. Szkoliłam się z tego, jak utrzymać wysoką koncentrację uczestników, jakie wstawki zrobić, kiedy zrobić przerwy oraz kiedy rzucić żartem 😉 Podpatrywałam też najlepszych w tym fachu, a przede wszystkim Mateusza Grzesiaka, na którego wykładach zawsze bawiłam się jak na dobrym stand-upie.
Ale to nie tylko kwestia dobrej atmosfery. Jest wiele badań naukowych, które pokazują że zróżnicowane tempo prowadzenia wykładu oraz wstawki, w których możemy chwilę odpocząć, pozwalają zapamiętać z wykładu więcej. A przecież właśnie o to chodzi, aby uczestnicy wyciągnęli z niego jak najwięcej 😉
SKĄD BIORĄ SIĘ UCZESTNICY MOICH SZKOLEŃ?
Mam taką refleksję, że w ciągu niemal 6 lat pisania bloga i obecności w social media, mogłam zbudować co najmniej 5 x większą publiczność. Posiadanie ponad 30 tys. obserwujących na każdym z kanałów nie jest jakąś "ogromną" liczbą, o ile patrzymy na to powierzchownie.
Problem w tym, że aby zbudować szersze grono odbiorców musiałabym pewnie mieć bardziej "Instagramową sylwetkę", pisać o tym, czy białe bułki są zdrowe, albo jak schudnąć 10 kg w miesiąc. I o ile w tych pierwszych dwóch pomysłach nie ma nic złego, o tyle trzeba mieć świadomość do kogo się pisze i jaki ma się cel. Nie chcę oczywiście, abyście zrozumieli mnie źle. Ja naprawdę bardzo szanuję osoby, które mają świetne ciała i pokazują na swoich profilach jak wytrwale dążą do celu. Szanuję również pracę osób, które opisują dużo lżejsze tematy tworząc przy tym bardzo potrzebne treści.
Chodzi mi wyłącznie o to, że czym innym jest budowanie profilu wokół którego gromadzą się ludzie ciekawi nowej wiedzy i chcący się rozwijać, a czym nastawienie na bardzo duże zasięgi.
Umówmy się. Racjonalne podejście do odżywiania nie jest czymś, co "dobrze się klika". Biorąc jeszcze pod uwagę fakt, że w dzisiejszych czasach oglądalność filmiku w ogromnym stopniu zależy od tego jaką ma miniaturkę, a poczytność artykułu od tego, jaki ma nagłówek - przebicie się z bardziej rozbudowanymi treściami nie jest proste.
Plus jest jednak taki, że to jak wygląda grupa naszych odbiorców, zależy od tego o czym piszemy. Mnie też czasem boli obserwowanie tego jak czyjeś zdjęcie z serii "fitcouple" z banalnym cytatem ma więcej kliknięć niż mój artykuł, który pisałam przez 5 godzin. Żeby tworzyć bardziej wartościowe treści trzeba naprawdę mocno wierzyć, że to co się robi ma jakiś większy sens i nie odbijać z obranej przez siebie drogi. Mimo to uważam, że dokonałam najlepszego wyboru poruszając te tematy, które poruszam.
"ZAUFANIE CZYLI WALUTA PRZYSZŁOŚCI"
Cytując tytuł książki Michała Szafrańskiego "Zaufanie, czyli waluta przyszłości" myślę, że to właśnie takie podejście do mojej pracy pozwoliło mi zgromadzić niemal 800 osób na swoich salach szkoleniowych. Gdybym przyjmowała propozycje współprac, które spływają na moją skrzynkę co tydzień i zalewała Was reklamami rewolucyjnej sokowirówki wyposażonej w najnowszą technologię, dzięki której Wasze świeże owoce w ciągu 10 sekund zamienią się w sok, to po kilku miesiącach takich treści po prostu przestalibyście mnie czytać.
Brak reklam na moich profilach to świadomy wybór. Autentyczność ma dla mnie większą cenę niż 3000 zł za wpis sponsorowany, który nie niósłby za sobą wartości (choć oczywiście istnieją świetne przykłady współprac, które są spójne i rozwijające). Niemniej wolę spędzić 5 h na pisaniu wartościowego tekstu, dzięki któremu poprawi się jakość życia moich czytelników niż opisywać produkty najnowszej marki kosmetyków, z których nigdy nie korzystałam 😉 A będąc w temacie pieniędzy to chciałabym poruszyć jedną kwestię.
ZA CO PŁACISZ KUPUJĄC MOJE SZKOLENIE?
Usłyszałam kiedyś za swoimi plecami opinię, że "taka to pożyje, bo pojedzie sobie na dwa dni i zgarnie kilkanaście tysięcy weekend szkoleń". No nie do końca 😉 W naszym kraju pieniądze to niestety temat tabu. Niemniej myślę, że warto chwilę pochylić się nad tym tematem zwłaszcza, że każdy z nas zajmuje się innymi rzeczami i nie ma obowiązku posiadania wiedzy na temat tego, jak funkcjonuje prowadzenie firmy ;).
Po pierwsze, aby szkolenie się odbyło nie wystarczy tylko je przeprowadzić. Organizacja szkolenia to cały proces. Począwszy od zdobycia wiedzy, opłacenia swoich kursów, studiów podyplomowych, przez koszty prowadzenia firmy czyli księgowości, wynajęcia biura, zapłacenia rachunków, opłacenia pracownika, koszt reklamy, utrzymania strony internetowej (a najpierw jej stworzenia), opłacenia programów niezbędnych do oprawy wizualnej, newslettera, aż po wynajęcie sali, paliwo, noclegi i podatki.
Oczywiście gdyby to wszystko się nie kalkulowało, nikt nie robiłby szkoleń stacjonarnych. Jednak warto mieć świadomość, że cały proces organizacji to nie tylko efekt końcowy, który widać. I żeby było jasne - ja absolutnie nie narzekam 😉 Ja bardzo lubię to co robię i cieszę się, że mogę zarabiać takie pieniądze, które pozwalają mi studiować psychologię, podróżować, móc decydować o rodzaju i czasie swojej pracy oraz regularnie wspierać zbiórki charytatywne.
Po drugie, na frekwencję na moich szkoleniach pracowałam naprawdę długo. Pisałam artykuły, wygłaszałam wykłady, nagrywałam filmiki i transmisje live, podcasty, udzielałam się na grupach i rozpowszechniałam wiedzę - zupełnie za darmo.
Otwierając bloga nie miałam wobec niego żadnych oczekiwań. Założyłam go z czystej chęci pisania o rzeczach, które wówczas wydawały mi się ważne. Z tego też powodu blog zaczął mi przynosić jakiekolwiek dochody dopiero po trzech latach. I to nie z faktu, że publikowałam na nim reklamy. Zarabiałam dzięki temu, że poprzez mojego bloga trafiały do mnie osoby, które chcą podjąć ze mną indywidualną współpracę żywieniową. I tak jest do dziś 😉
CZEGO NAUCZYŁ MNIE TEN SEZON SZKOLENIOWY?
Przede wszystkim tego, że się da. Że warto realizować swoje plany, że jeśli każdej z osób, która pracuje nad projektem zależy - można zorganizować szkolenie, które zbiera bardzo dobre opinie. Jednocześnie nauczyłam się również, że rzeczy, które wydają się dopięte na ostatni guzik mogą się posypać w najmniej oczekiwanym momencie, że trzeba zawsze zadawać dziesiątki pytań niezależnie od tego jak dobrze sala wygląda na zdjęciu oraz że kiedy powiesz, że nic gorszego nie może Ci się już dziś przytrafić to właśnie w tym momencie coś się stanie 😀 (tutaj szczególne pozdrowienia dla uczestników pierwszego szkolenia w Gdańsku, które odbyło się w grudniu 2018! ;)).
NA KONIEC...
Ten sezon był dla mnie bardzo wymagający, ale i bardzo satysfakcjonujący. Podzieliłam się z Wami kawałkiem swojej historii, ponieważ uważam, że warto mówić nie tylko o wyniku, ale również o drodze jaka do niego prowadziła.
Chciałabym jednocześnie podziękować wszystkim uczestnikom moich szkoleń, którzy obdarzyli mnie zaufaniem i wzięli udział w moich szkoleniach. Dziękuję za wszystkie miłe słowa i za to, że chcecie się szkolić dalej. To między innymi Wasze pytania o rozszerzenie tematyki zagadnień poruszanych na szkoleniu z "Psychodietetyki w praktyce" były motorem do stworzenia Akademii Wiem Co Jem. Akademia będzie miała swoją premierę już pod koniec czerwca 2019, a więcej info już niebawem!
A jeśli chcesz wziąć udział w szkoleniu z "Psychodietetyki w praktyce" kliknij w TEN LINK. W tym roku szkolenie odbędzie się jeszcze tylko w Wrocławiu (12.10), Krakowie (13.10) i Londynie (1.12).
PS. Jesteście ciekawi, co wydarzyło się w Gdańsku? 😉
Dzień dobry, bardzo ciekawy artykuł 🙂 Uważam, że zawsze warto uzupełniać swoją wiedzę, ale ja zdecydowałam się na studia podyplomowe na WSKZ. Znajduje się tam dużo kierunków z zakresu dietetyki i nie tylko 🙂
Ja też rozważam czy nie iść na dietetyką i nie wyspecjalizować się jako psychodietetyk. Twój blog dostarcza mi sporo inspiracji! Dziękuje <3
Bardzo mi miło i szczerze polecam tą drogę 😉
Witam, jestem dopiero na początku swojej drogi. W tym roku wybieram się na studia dietetyki. Obserwuję i podziwiam takie osoby jak Ty. Interesuję się tematem zdrowia i dietetyki od dawna. Póki co jestem copywriterem i piszę artykuły na blogi o zdrowiu. Planuję w przyszłości wykładać w szkole lub prowadzić szkolenia by uświadamiać ludzi w tym temacie. Świetny artykuł. Zainspirowałaś mnie by udać się na kółko teatralne. Jestem z reguły bardzo wstydliwą osobą i myślę, że takie zajęcia pozwoliłby otworzyć mi się na ludzi i życie.
Bardzo fajny pomysł! Życzę Ci powodzenia na zajęciach i mam nadzieję, że będzie to dla Ciebie wartościowa przygoda! 😉